Forum Jak można odebrać życie, nim się je w ogóle da...? Strona Główna

Pierwsza notka.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Jak można odebrać życie, nim się je w ogóle da...? Strona Główna -> Tylko dla autorów
Autor Wiadomość
Finding Neverland
.butterflies are free.



Dołączył: 25 Maj 2009
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia

PostWysłany: 8:12; Nie 14 Cze 2009    Temat postu: Pierwsza notka.

- Panno Ives!
Taleen Ives zatrzymała się jak rażona piorunem na środku korytarzu. Powoli odwróciła się za siebie. Przygryzła nerwowo wargę. W jej stronę biegł prefekt Gerouge - Xander Grahams. Zastanawiała się, co takiego przeskrobała, że zawołał ją po nazwisku. Grahams był ostatnią osobą w szkole, która dbałaby o tego rodzaju grzeczności. To, że był prefektem nie przeszkadzało mu odzywać się do wszystkich uczniów po imieniu.
- Słucham, panie Grahams - powiedziała niepewnie, kiedy do niej dobiegł.
- Spokojnie, Leen. Muszę jednemu z was przekazać pewne instrukcje, a dyrektor Rawlen kręci się po szkole - szepnął.
- Więc panno Ives - odezwał się swoim donośnym głosem. - mam dla pani zadanie. Proszę przekazać pozostałym uczniom, że dziś lekcje się nie odbędą, wszyscy mają pozostać w swoich pokojach, aż do odwołania. Możecie korzystać wyłącznie z biblioteki, pokojów komputerowych i stołówki. Obiad będzie punktualnie o 15:00.
Taleen pokiwała głową i już chciała odejść kiedy Grahams złapał ją za ramię.
- Jeszcze jedno, Leen. Informację masz przekazać 18-stu osobom. Nie przekazuj jej Orielle Yardon. I nie kręćcie się po parterze i dziedzińcu. Cały dzień u siebie, zrozumiano?
Leen pokiwała pospiesznie głową. Grahams puścił jej rękę i odwrócił się, ale nim zdążył odejść, to Taleen go powstrzymała.
- Nie mówić Orielle... - powtórzyła jakby nie do końca rozumiejąc. - Dla-czego?
Grahams jednym sprawnym ruchem wciągnął dziewczynę do pobliskiej klasy. Złapał ją silnie za ramiona i potrząsnął. Taleen była przerażona. Dopiero gdy to do niego dotarło nieco się uspokoił.
- Nie wolno ci pytać o takie rzeczy - wycedził przez zęby rozglądając się z zaniepokojeniem. - Nawet na lekcji nie wolno wam pytać... Dowiedziałaś się tyle, ile powinnaś wiedzieć Taleen i nie pytaj już nigdy o nic więcej, zrozumiałaś? Idź już.
Jak tylko ją puścił, Leen wybiegła z klasy jak mogła najszybciej. Po raz pierwszy była świadkiem sceny, w której Xandera aż tak poniosło. Była jednak nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem. Słusznie miała wątpliwości, czy zapytać Grahamsa. Wiedziała, że nie powinna, ale jej wnętrze aż paliło chęcią dowiedzenia się, dlaczego wykluczono Orielle. Nigdy wcześnie nie czuła czegoś takiego... Tak bardzo chciała wiedzieć...
Pokonała schody prowadzące na drugie piętro w kilku susach. Dopiero kiedy była już na ich szczycie odetchnęła. Zachowanie prefekta przeraziło ją tak jak jeszcze nic w życiu.
Rozejrzała się uważnie i zmarszczyła brwi. Przecież nie wiedziała gdzie mieszka Orielle. Nie wolno im było odwiedzać w pokojach siebie wzajemnie, a nigdy nie rzuciło jej się w oczy przy wychodzeniu z pokoju, skąd wychodziła Orielle. Zaczęła swój obchód. Podchodziła do pierwszych drzwi po "męskiej stronie" korytarza, gdy te, same się otworzyły.
- Cześć, Caleb - Taleen uśmiechnęła się.
- Hej, Leen. Czy ty... chciałaś... wejść? - zdziwił się.
- Grahams złapał mnie na korytarzu, mam przejść się po wszystkich pokojach i przekazać wiadomość.
- To znaczy?
- Dziś nie będzie lekcji, mamy do dyspozycji tylko drugie piętro, nasze pokoje, plus sala komputerowa i biblioteka. No i stołówka na pierwszym, ale tylko na obiad. Dziedziniec i parter ma być pusty.
- Coś się stało?
- Caleb... Ty mnie... pytasz? Wiesz, że nie można pytać. A nawet gdyby było można, przecież nic nie wiem. Nie powiedzą nam nic ponadto, co musimy wiedzieć. Ale Xander zawołał mnie po nazwisku, dyrektor kręci się po szkole. Jakaś poważniejsza sprawa, skoro Rawlen jest w szkole... To się rzadko zdarza...
- Fakt. To może ci pomóc? Ja wezmę jeden rząd, a ty drugi.
- Dobra, weź żeński, tylko nie wchodź! Ja skończę męski.
Po przebyciu mniej więcej połowy drogi, tłumaczeniu każdemu z osobna, że Taleen nie powiedziano nic na temat przyczyn takiego a nie innego rozwiązania sytuacji, Caleb nagle zatrzymał się przy otwartych drzwiach do jednego z żeńskich pokoi i zamilkł. Kiedy Taleen wyszła od Landona, wyłapała tę dziwną ciszę, nim zapukała do kolejnych drzwi.
- Caleb? - odwróciła się do niego zdziwiona.
- Leen, czy to nie jest pokój Orielle? Orielle Yardon?
- Zapomniałam ci powiedzieć, Orielle nie miała być informowana. Zamknij drzwi i nic jej nie mów. I nie pytaj mnie dlaczego - szepnęła konspiracyjnie Taleen.
- Taleen. Chodź tutaj - powiedział twardo Caleb.
- O co chodzi? Jeszcze nie skończyliśmy.
- Powiedziałem: CHODŹ TUTAJ - powtórzył z naciskiem.
Taleen westchnęła, ale podeszła. Stając obok Caleba, w otwartych drzwiach pokoju Orielle Yardon, doznała szoku. Gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc. Pokój był w opłakanym stanie, książki leżały porozrzucane, pogniecione, zniszczone. Łóżko nie było niczym okryte, pościel zalegała zmięta na podłodze. Podarte zdjęcia, notatki, zeszyty...
Leen zrobiła krok naprzód. Niepewnie weszła do pokoju, tuż za nią trzymał się Caleb. Jedna zasłona była w połowie zerwana, dzięki temu przez okno wpadało nieco dziennego światła.
- Orielle? Co się stało? Jesteś tutaj? - Taleen weszła do łazienki, ale pomieszczenie było puste. Nie panował też w nim taki rozgardiasz jak w pokoju.
Caleb pootwierał wszystkie szafy, ale ubrania, buty i inne rzeczy były na miejscu. Wyprasowane, porządnie złożone - żadnego chaosu, żadnego bałaganu.
- Orielle? Ellie? Gdzie jesteś?
- Caleb, jej tutaj nie ma... - Taleen rozglądała się niespokojnie po pokoju. - Nie ma jej... Nigdy przedtem nie widziałam takiego bałaganu... Nie wolno bałaganić, my nigdy nie bałaganimy... To nie jest normalne...
Taleen objęła się ramionami. Nigdy jeszcze nie czuła się tak dziwnie... Nie czuła takiego... niepokoju. Było w tej ciszy, w tym półmroku panującym w pokoju, coś przerażającego. Coś, co obezwładniało Taleen. Nie czuła się tutaj... sobą. Przeraziło ją to.
- Caleb, chodźmy stąd. Xander nie kazał informować Orielle, może wyjechała... Boże! Caleb, CO TO JEST?! - krzyknęła wskazując na kant szafki nocnej Orielle, która była tak mocno odepchnięta od łóżka, że na drewnianej podłodze zostawiła głębokie rysy.
Caleb nachylił się nas szafką i głośno przełknął ślinę. Spojrzał na Taleen zaniepokojony i łapczywie wciągnął powietrze do płuc. Leen patrzyła na niego wyczekująco.
- To chyba... Wydaje mi się... To chyba krew, Leen. Zaschnięta kałuża krwi...
To było zbyt wiele. Taleen odwróciła się i wybiegła z pokoju. Czuła się tak, jakby coś miało rozsadzić jej czaszkę. Od rana tak wiele dziwnych rzeczy się wydarzyło... Nigdy nie była świadkiem czegoś takiego...
- Poczekaj Leen! Gdzie jest Orielle? Przecież Grahams musiał powiedzieć dlaczego nie każe jej informować... Co mówił, Leen? - Caleb dogonił ją na korytarzu.
- Nic, Cale! Nie wiem, gdzie jest Orielle! Zapytałam go i popatrz - krzyknęła podciągając jeden z rękawów i ukazując czerwone ślady na ramionach po tym, jak Xander mocno je ścisnął.
- Dlaczego to zrobił? - zapytał zaskoczony Caleb.
- Bo zapytałam, Cale! Nie wiem, gdzie jest Orielle!
- A gdzie ona ma być? - Z pokoju obok wyszła Alesya Reagle. - Czemu rozmawiacie o Ellie?
- Ally, przyjaźnisz się z Orielle, prawda? Ona miała... wyjechać? - zapytał Caleb marszcząc czoło.
- O czym ty mówisz Helwen? Niecierpię, jak ktoś się ze mnie głupio nabija. Jeśli masz sprawę do Orielle, to do niej idź, nie oszukuj mnie, żebym coś załatwiła... - westchnęła opierając się o framugę.
- Ellie nie ma w jej pokoju.
- Caleb, o co ci chodzi? - teraz Alesya zmarszczyła czoło. Caleb bez słowa wskazał ręką nadal otwarty pokój Orielle. Zaniepokojona Alesya szybkim krokiem przemierzyła korytarz i weszła do pokoju. Po chwili dało się słyszeć jej zduszony krzyk. Zabrało jej kilka minut, by sprawdzić łazienkę, szafy a nawet zajrzeć pod łóżko.
- Gdzie jest Orielle?! - Alesya wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
Caleb wyjaśnił jej pokrótce, jak razem z Taleen odkryli, że Orielle zniknęła. Kiedy doszedł do momentu, w którym Leen powiedziała, że Orielle nie miała zostać poinformowana zacisnęła silnie szczękę.
- Więc może, geniusze, nie miała zostać poinformowana, bo nie mieliście wchodzić do jej pokoju? Może właśnie o to chodziło? Przecież... - nagle zamilkła. - Nie wiem skąd mi się... Ten pomysł... nie wiem...
- Przestań, skąd w ogóle coś takiego przyszło ci do głowy...? - Taleen zawahała się.
- Trzeba znaleźć Orielle - szepnął Caleb.
Alesya nagle jakby się obudziła z głębokiego snu. Dziwnie się czuła, jej pomysł... Była taka podejrzliwa. Przecież oni nigdy nie kłamią, gdyby zabrali Orielle powiedzieliby o tym... Może Orielle zrobiła coś złego? Ale... ONA? To do niej zupełnie nie pasuje... Zresztą jeszcze wczoraj wieczorem się widziały...
- Trzeba znaleźć Orielle - powtórzyła za Calebem z naciskiem na pierwsze słowo. Wszystko trwało zaledwie parę minut. Alesya biegała od drzwi do drzwi uczniów w każde głośno waląc. Pokoje otwierały się, właściciele wychodzili zaskoczeni, a czasem zdenerwowani, pytając, co się stało. Alesya sprowadziła całą szesnastkę na środek korytarza i kazała Taleen i Calebowi wytłumaczyć całą sytuację.
Początkowo inni niewiele z tego rozumieli. Zaczęli po kolei jeden za drugim oglądać pokój Orielle.
- Czy to jest krew? - zawołał ze środka River Judd. - Jasna cholera... - Cała grupa natychmiast weszła do pokoju. River podniósł w górę szafkę nocną. Na jasnej podłodze widniała wielka, bordowa, zaschnięta plama.
- Boże, to trzeba zgłosić! - Villa. Roselyn i Leanie stojące z tyłu z przerażeniem pokiwały głowami.
- Niby komu? - prychnął Landon. - Kiedy Taleen próbowała pytać, o mało nie straciła rąk. Jestem za szukaniem Yardon. Przecież musi gdzieś być.
- Trzeba to zgłosić! Gdziekolwiek ona jest - krwawi. Nawet jeśli ją znajdziemy, nie będziemy mogli jej pomóc... - wtrąciła się Silvanna.
- Założę się, że jej już nie ma w szkole. Są dwie możliwości: albo sama zrobiła sobie krzywdę, albo to ktoś ją skrzywdził. Wszyscy wiemy, że Orielle sama by się nie okaleczyła... Więc kto zrobił jej krzywdę? - zauważył trzeźwo Farren.
- Pewnie, Far. Najlepiej zaraz zacząć poszukiwania mordercy, albo porywacza - prychnął Branden. - Sam nie wierzysz w to, co mówisz.
- A czemu to dla ciebie takie nierealne, Tallis? - zezłościł się Farren.
- BRANDEN. Mam na imię BRANDEN. Po nazwisku, to ty możesz...
- A może oboje się uspokoicie? - wtrącił się Dewitt. - Ja też jestem za szukaniem Orielle.
- A jeżeli ona naprawdę jest ranna? Jak jej wtedy pomożemy? - Flynne przygryzła wargę. - Co to za "akcja ratunkowa" skoro i tak jej nie pomożemy?
- Może zagłosujmy? - zaproponowała Esmeline.
- Nie! Nie będziemy głosować. - krzyknął River. - Nie będę stał jak idiota i czekał, aż Orielle się wykrwawi. Jeśli naprawdę jest ranna nie pomoże jej głosowanie. Kiedy ją znajdziemy, zawiadomimy Grahamsa. Nie wcześniej. I tak złamiemy zakaz, bo musimy szukać wszędzie.
Zapanowała nerwowa cisza. Żadne z nich nigdy nie złamało zakazu. Nie ważne czego dotyczył. Tego NIE WOLNO było robić...
- Dobra... Więc tak: Villa, Taleen, Landon i Flynne idą na strych. Dewitt, Farren, Scout, Silvanna i Roselyn - dla was całe drugie piętro. Esmeline, Nevan, Eron, Celise i Wright, wy idziecie na pierwsze piętro, a ja, Alesya, Caleb, Leanie i Branden pójdziemy na parter. Przynajmniej jedna osoba w grupie ma mieć zegarek. Rozdzielcie się. Za pół godziny spotkamy się w klasie matematycznej, na parterze, przy schodach. Taleen, Roselyn i Eron, przyniesiecie mi wiadomość, czy ktoś z waszej grupy znalazł Orielle. Zrozumiano? To ruszajcie!
Uczniowie rozbiegli się w wyznaczonych kierunkach. Grupki zatrzymywały się i pospiesznie ustalały zasady "rozdzielania się" i przynoszenia informacji. Grupa Rivera zeszła na parter najciszej jak mogła. Z piwnicy dochodziły przytłumione dźwięki, które dodatkowo stresowały piątkę uczniów. Świadomość że łamią zasady odbierała im zdolność chłodnej oceny sytuacji.
River przydzielił teren każdemu członkowi swojej grupy. Ponadto musiał uspokoić roztrzęsioną Alesyę, do której dopiero teraz docierało, że wszyscy szukają rannej Orielle.
Ally miała do przeszukania stosunkowo najmniejszy teren - kilka klas w okolicy schodów i składzik na detergenty. Przechodząc przez korytarz szła wolno i starała się stawiać kroki najciszej jak to możliwe. Wchodząc do ostatniej klasy, która mieściła się u szczytu schodów z piwnicy, stanęła jak rażona piorunem. Usłyszała kroki na schodach i w panice wpadła do klasy, zamykając za sobą drzwi. Przyłożyła ucho do dziurki od klucza.
- ...dlatego trzeba pospieszyć się z Yardon. Gregory, oboje byliśmy na to przygotowani. W takich sprawach liczy się refleks i nigdy nic nie wiadomo...
- Rozumiem, Charles, ale właśnie NA TO nie byliśmy jeszcze przygotowani! Trzeba się pospieszyć, zanim reszta się domyśli.
- Gdzie ona jest?
- Na dole. Zaraz jedziemy.
Jednego z rozmówców Alesya rozpoznała od razu. Gregory Rawlen - dyrektor Gerouge był posiadaczem takiego głosu, który raz usłyszany zostaje w pamięci na zawsze... Jednak nie to było ważne. Orielle. Powiedzieli, że jest "na dole". Czy w piwnicy mieścił się szpital? I na co mężczyźni nie byli gotowi? Alesya poczuła, taki ból, jakby miał jej rozsadzić czaszkę. Kiedy kroki ucichły wyszła z sali lekcyjnej i stanęła na skraju schodów. Naprawdę chciała to zrobić? Zeszła na dół najciszej jak potrafiła. Chwilę stała przed zamkniętymi, metalowymi drzwiami.
Nie wiedziała, czy po prostu jest cicho, czy metal tłumi hałasy, ale musiała zaryzykować... Klamka zaskakująco łatwo ustąpiła. Alesya wzięła głęboki oddech i weszła do środka. W pomieszczeniu panowała cisza i nikogo nie było. Kiedy jednak Ally zobaczyła, co znajduje się w pomieszczeniu zaskoczenie ścięło ją z nóg - dosłownie. Dziewczyna zsunęła się po ścianie i objęła rękami kolana. W powietrzu w wielkich gumowych workach wypełnionych wodą znajdowało się 10 szkieletów pokrytych naczyniami układu krwionośnego i po części ludzką tkanką. Było już też kilka w całości wykształconych organów wewnętrznych.
Alesyi zajęło parę minut, by móc otrząsnąć się z szoku i pozwolić, by władzę na jej ciałem znów przejął strach. Skąd mogła wiedzieć, że mężczyźni nie wrócą?
Powoli wstała i z obawą zaczęła obchodzi pomieszczenie. Było tam mnóstwo komputerów, rozmaitych rurek odchodzących od worków ze szkieletami, żarówek z niebieskim światłem i odczynników. Na jednym z biurek leżała otwarta czarna teczka. Alesya podniosła ją i spojrzała na włożone do niej papiery. Po lewej stronie widniało zdjęcie Orielle, a obok niego i pod nim rozmaite informacje. Pismo wyglądało jak wyjęte z kartoteki... Pod zdjęciem Ellie znajdował się ogromny napis: MARISSA CHARLOTTE GREEN. Alesya zmarszczyła brwi i czytała dalej.

- Podmiot: MARISSA CHARLOTTE GREEN
- Klon: ORIELLE ISABELLA YARDON
- Wiek: 19 LAT
- Narząd do przeszczepu: SERCE
- Przypadłość: PRZEWLEKŁA NIEWYDOLNOŚĆ SERCA
- Grupa krwi: 0 Rh-
- Historia choroby.

Nic, co pisało w historii choroby nie było dla Ally zrozumiałym. Wiedziała, że takie rzeczy piszą lekarze, którzy używają specjalistycznego języka. Jednak to, co było wyżej, napisane jasno i wyraźnie, czarno na białym, było dla niej w pełni zrozumiałe. Była zagubiona - dobrze wiedziała co oznacza ta karta - klon... narząd do przeszczepu... Ale to wciąż do niej nie docierało, było jakąś abstrakcją, tak samo, jak istnienie ośrodka badań genetycznych na terenie ich szkoły...
U dołu pisma widniał podpis niejakiej Marissy Charlotte Green oraz Gregory'ego Rawlena. Niżej obok dzisiejszej daty, przy frazie "data wydania obiektu" miały miejsce dwa kolejne podpisy - powtórzony Rawlena i Dr Charlesa Eisenmayera.
Alesya przerzuciła kilka następnych stron, na których była kontynuacja historii choroby i dotarła do opisu dziewczyny nazwiskiem Marissa Green.

MARISSA CHARLOTTE GREEN - córka Daphne i Thomasa Greenów. Urodzona 18 czerwca 2021 roku w Seattle Grace Hospital (Seattle; stan Washington; Stany Zjednoczone Ameryki). Starsza siostra Oscara Greena. Aktorka filmowa i teatralna. Do 13. roku życia uczęszczała do Szkoły Baletowej im. Elizabeth Arden w Seattle. W wieku 15 lat razem z rodzicami i bratem przeniosła się do Londynu na leczenie. W wieku 8 lat wykryto przewlekłą niewydolność serca. Leczono ją "sztucznie" - lekami. Niestety terapia nie przyniosła wymiernych skutków. Pół roku po przybyciu do Londynu wprowadzona do rejestru jako biorca do przeszczepu serca oraz wpisana na listę zamawiających w projekcie "Gerouge".
Klon: ORIELLE ISABELLA YARDON. Wspomnienia z grupy 1B 359 18. Trzeci z kolei klon przeznaczony do produkcji.
Użyte w produkcji: jasne włosy, niebieskie oczy, wrażliwość, 0 Rh-, pisarka, książki, melancholia, smutek, izolacja, spokój.
Głos matki: nagranie 67 980; Głos ojca: nagranie 12 545; Głos brata: nagranie 98 534
Rodzina: matka - Vanessa Yardon; ojcec - Samuel Yardon; brat - Zachary Yardon
Adnotacje: 12 5B; 56 89 1C; 54 A; 84 6i9

Alesyi coraz bardziej trzęsły się ręce. Chwyciła akta Orielle, a raczej Marissy Green i dopadła pierwszej szafki jaką napotkała na drodze. Pod przeciwległą do wejścia ścianą stał rząd szarych, metalowych szafek. Wszędzie były jakieś akta, ale większości z zapisanych tam informacji Alesya w ogóle nie rozumiała. Przeszukiwała szafkę po szafce, aż w końcu napotkała tę, gdzie były zawarte ich akta. Akta wszystkich uczniów Gerouge. Pospiesznie wyszukała swoją kartotekę. Zobaczyła na zdjęciu swoją twarz, a tuż obok wielki napis: SHANNON GWENDOLYN WARD. Wyciągnęła akta i włożyła do teczki Orielle. Resztę schowała z powrotem i pobiegła do wejścia.
Przez kilka chwil nasłuchiwała. Jej wyobraźnia co chwilę podsuwała jej rozmaite wizje: jak dyrektor nakrywa ją tutaj próbuje z zemsty zabić, jak wsi w tym gumowym worku tuż pod sufitem...
Wezbrała w niej panika i rozpacz. Z oczu popłynęły łzy. Rzuciła się do przodu i wybiegła z piwnicy. Gnała schodami ile sił w nogach. Nie wiedziała ile czasu spędziła w tym dziwnym pokoju, ale wszystkie grupy już zebrały się razem na korytarzu, kiedy przybiegła.
- Alesya! Gdzie byłaś? Wszędzie cię szukaliśmy! - wrzasnął rozwścieczony River. Zaraz się jednak opanował, bo zapłakana Alesya padła na kolana i zaczęła łkać.
- Ally, spokojnie... Martwiliśmy się o ciebie, to wszystko... Co jest? Złapali cię?
Alesya wciąż łkała przyciskając do piersi czarną teczkę. Kiwała się lekko w przód i w tył, nie potrafiła się uspokoić. Uczniowie spoglądali po sobie zaniepokojeni. W końcu z ledwością wyprostowała rękę i podała teczkę Riverowi. Ten bez słowa ją przyjął, ale nawet nie otworzył. Ciągle wpatrywał się w Alesyię.
- O-otwórz... to... - załkała. - Maa-mają karto-teki nas... wszystkich... My nie... my nie jesteśmy... ludźmi...
River zmarszczył czoło i otworzył teczkę. Potrzebował kilkunastu minut by zrozumieć to, nad czym tak rozpaczała Alesya.
- Gdzie? - zapytał ostro.
- W piwnicy - wyszeptała Ally, która zdążyła się już uspokoić.
- Wszyscy?
- Tak.
- Mają Orielle?
- T-tak... - Alesya zamknęła oczy.
- River, o co chodzi? - wtrącił się Landon.
- Musimy uciekać, natychmiast. Branden i Roselyn, pomóżcie Alesyi. Silvanna, zaprowadź resztę do klasy biologicznej na parterze, jest stamtąd wyjście na otwarty teren, uciekniemy w stronę plaży. Czekajcie na nas góra 10 minut, jeśli nie zdążymy, macie się natychmiast wynosić, zrozumiano? Ja i Landon idziemy do piwnicy. Wszystko wytłumaczę wam później, nie chcę żebyście spanikowali, musicie być w stanie biec.
- A co z Orielle? - wtrącił się Caleb.
- Jeśli dobrze zrozumiałem te papiery, to jej już nie możemy pomóc.
- O co chodzi River?
- Masz iść z resztą, później się dowiesz.
- Nie! Albo idę z tobą, albo wszyscy zostajemy. Nawet nie wiemy, czemu mamy uciekać...
River zmrużył oczy. Caleb był ufny, ale i godny zaufania. Wszyscy inni mu ufali, miał w sobie co, co sprawiało, że człowiek zrobiłby wszystko, co powie...
- Dobra, idziesz z Landonem i ze mną, ale reszta ma natychmiast pójść do tej cholernej sali geograficznej, dotarło?
Sivanna poprowadziła grupę, zamknęli ją Branden i Roselyn podtrzymujący Alesyię. River z Landonem i Calebem zeszli schodami do piwnicy. Stali chwilę pod dzrwiami nasłuchując.
- Po co my tam idziemy, River?
- Dowiedzieć się, kim jesteśmy.
Dokładnie 8 minut później Caleb, River i Landon dołączyli do reszty uczniów. Nie mieli zbyt wiele czasu. Za pół godziny, gdy nie zjawią się na obiedzie, wszyscy dowiedzą się, że zniknęli. Muszą się oddalić na dość znaczną odległość, inaczej szybko ich złapią.
- Słuchajcie... Alesya weszła do piwnicy podczas poszukiwania Orielle. Zamiast niej, znalazła akta świadczące o tym, że... nie jesteśmy tym, za kogo się uważamy. Nie jesteśmy nawet ludźmi... - szeptał River. - Orielle nie uciekła i nie ma jej już w szkole. Zabrali ją Rawlen i ktoś o nazwisku Eisenmayer. Orielle ma zostać... dawcą organów... Tak jak my wszyscy. Jesteśmy... klonami. Doskonałymi kopiami tych ścierw, które zamówiły nas na swoje podobieństwo, by nas zabić, pozbawić skóry, nóg, rąk, oczu, serca... Żeby nas wybebeszyć i samem żyć długo i szczęśliwie. Mamy akta was wszystkich, ale teraz nie ma na to czasu. Musimy uciekać. Natychmiast.
River na potwierdzenie swoich słów rzucił na stolik teczkę Orielle z nazwiskiem Marissy Green i zamówieniem na konkretny organ. Uczniowie nie panikowali, ale dało się czuć ich zdenerwowanie, przerażenie i wściekłość. W milczeniu zgodzili się z Riverem. Czas ucieka. Trzeba ruszać.
- Ja zostaję - szepnął Caleb ledwie słyszalnie. - Dowiem się, gdzie jest Orielle. Myślę, że ona jeszcze żyje, że można ją jeszcze uratować. Chcę spróbować.
- Chyba zwariowałeś - syknął River. - Zabiją cię.
- Chcę spróbować. Lepiej uciekajcie. Za 23 minuty jest obiad. Wtedy się dowiedzą.
- Idziesz z nami.
- Nie, nigdzie się nie wybieram.
- River! - krzyknęła Taleen zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. - On już zadecydował.
Alesya odwróciła wzrok. Zapanowała cisza.
- Wychodzimy - szepnął River i klepnął Caleba w ramię. - Oby ci się udało.
Na rozgrzany słońcem piasek wyszło 18 osób. Osiemnastka ludzi, którym nigdy nie było dane stać się ludźmi. Osiemnastka osób, na które właśnie zapadł wyrok. Ludzie, którzy wyruszali na poszukiwanie własnego życia, zostawiając za sobą jedną osobę, która podjęła się ratowania innej z nawet sobie nieznanego powodu. Zostawiając za sobą wspomnienie tej pierwszej i tej ostatniej osoby, dzięki której oni nadal żyją.


Wydarzenia z tej notki opisujecie w swoim pierwszym poście z perspektywy swojego bohatera.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kimciak
Queen of peace and offtop



Dołączył: 27 Maj 2009
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: masz lizaka?

PostWysłany: 9:21; Nie 14 Cze 2009    Temat postu:

Ślicznieee...
Jedno pytanie mam.
Mogę dodać coś do mówienia moje Fly, bo ma tylko jedna wypowiedź ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evi
_by the way_



Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 730
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 9:58; Nie 14 Cze 2009    Temat postu:

Wow
Jak fajnie!
Ach, biorę się za pisanie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Finding Neverland
.butterflies are free.



Dołączył: 25 Maj 2009
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia

PostWysłany: 10:41; Nie 14 Cze 2009    Temat postu:

Dajesz Kimy Wesoly
Wiesz, nie opisywałam dokładnie - skupiłam się na Alesyi, Calebie, Riverze i Taleen (pomyślałam, że taka zrównoważona spokojna postać nadaje się do tej początkowej fazy)

A przecież jest dużo wątków pomiędzy więc Fly może rządzić Wesoly
Tylko nie dodawaj jej wypowiedzi w momentach, które są opisane tutaj jako rozmowa, chyba, że np. szepcze coś do kogoś i konwersacja przebiega między nią i inną osobą a nie między nią a wszystkimi, kumasz?

:*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kimciak
Queen of peace and offtop



Dołączył: 27 Maj 2009
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: masz lizaka?

PostWysłany: 10:43; Nie 14 Cze 2009    Temat postu:

Kumiem XD Dzięki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evi
_by the way_



Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 730
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 10:48; Nie 14 Cze 2009    Temat postu:

Mnie raczej w większości odpowiada, więc ok Mruga
Ach, ale siem napaliłam znów!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
karota
Limonowo Herbaciana Audica



Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 386
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: My father is Bin Laden

PostWysłany: 8:02; Pon 15 Cze 2009    Temat postu:

widzę, że mój River jest jakby przewodnikiem stada Wesoly hehehe Wesoly

tak, to on.

silny, władczy, wzbudzający respekt, odpowiedzialny, mądry...

ech... Wesoly

cudo fn :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kimciak
Queen of peace and offtop



Dołączył: 27 Maj 2009
Posty: 671
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: masz lizaka?

PostWysłany: 2:53; Pon 15 Cze 2009    Temat postu:

oj no. I przez was polubiłąm Rivera,a mam go w nielubianych. Gupki! xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evi
_by the way_



Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 730
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 9:03; Pon 15 Cze 2009    Temat postu:

Bywa Kimy
Mnie się również zajebiaszczo podoba Taleen w tej notce (River rzecz jasna również )
Dobrze się spisałaś FN - jak zwykle zresztą geniuszu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Jak można odebrać życie, nim się je w ogóle da...? Strona Główna -> Tylko dla autorów Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin